[personal profile] migracja

Ciekawość to moja nowa doktryna na wycieczkach rowerowych. Teraz zamiast odpuszczać, pociągam za wiszące sznurki możliwości, nawet, jeśli muszę się wysilić.

Ciekawość to ryzyko. Sprawdzając, co jest za kolejnym zakrętem, może się okazać, że w sumie nic, tylko więcej potu i kręcenia pedałami. Dlatego też i mi się z początku ostatniej wycieczki nie chciało. Niech sobie ten zakręt zostanie nieobjechany. Pojadę inną drogą, pewniejszą.

Tylko, że po drugiej stronie lasu czy górki przeważnie okazywało się, że ten zakręt ukrywał skrót, albo jakąś atrakcję, do której teraz trzeba byłoby wracać. No i po co właścwie jestem na tym rowerze, jeśli odpuszczam fajne miejsca tylko dlatego, że mi się nie chce?

Wniosek jest prosty: gram zbyt zachowawczo. Reszta wycieczki odbyła się pod znakiem ciekawości, w imię satysfakcji intelektualnej. Bo kto nie lubi codziennie przeżyć czegoś nowego? Na pewno nie ja.

Tak więc, ciekawość przez kilkaset kilometrów pchała mnie pod górki, na wysokość ponad 1000m nad poziomem morza, do jaskiń, górskich koryt rzek, muzeów i na targi grzybów. Nie żałuję – górskie drogi mają naprawdę fajne widoki, a zjazd po ścieżce rowerowej która w zasadzie jest polem to ciekawa zmiana klimatu w stosunku do asfaltu. Gdyby nie szukanie kogoś do rozmowy w małomiejskich bibliotekach i muzeach, to moja podróż byłaby uboższa o wiedzę, co myślą ludzie spoza mojej bańki społecznej. Gdyby nie uparte ciągnięcie roweru po kamieniach strumienia aż na szczyt tatrzańskiej góry, wielkość prawdziwych gór nigdy by do mnie nie dotarła (te z okolic Bonn to w porównaniu to Tatr tylko przekąska).

Jedynie szukanie skrótu obok domniemanej jaskini przez dwie godziny pełne błota i trawy tylko po to, żeby zawrócić było słabe. Ale taka jest natura ryzyka.

Opis

Importowane przygody oparte na zwyczajnym życiu. Wersja zachodnia.

Treści objęte licencją CC-BY-SA 4.0.

Autor

migracja