Dziwne widowisko. Kolorowe światła, muzyka, żadnych okien. Przy ścianie DJ, po pomieszczeniu rozproszony tuzin ludzi zwróconych w stronę DJa, jego konsoli i głośników. gibają się spokojnie, nie wadząc nikomu. Wydaje się, że każdy jest tu sam dla siebie, oprócz tych w kącie, którzy nie gibają się, tylko rozmawiają. Oni są zwróceni ku siebie nawzajem.
Zamykam oczy i zmieniam się w słuch. Muzyka wchodzi łatwo, bezmyślnie. Można byłoby do niej dziarsko pedałować – samotnie.
Otwieram oczy. Gibacze dalej są zatopieni w muzyce, poza zasięgiem. Skoro i tak są odcięci, dlaczego słuchają tutaj, w jakiejś dziwnej chłodni, zamiast w komforcie własnego mieszkania, albo na spacerze?
Czy to dlatego, że nie chcą przepuścić okazji posłuchania tego DJa, który być może gra tylko na żywo? Czy może dlatego, że inaczej nie doznaliby tęgich basów? A może zwyczajnie płyną z nurtem, i skoro los przyniósł im muzykę, to jej słuchają.
Ewentualnie nie przyszli tu dla muzyki, tylko dla stymulantów, które ktoś przyniósł, a muzyka to tylko sposób na ich dobre wykorzystanie. Ale to na pewno nie wszyscy.
Wychodzę w połowie, nie domyśliwszy się odpowiedzi.