Czyli krótka przygoda z pociągami.
Wstęp
Jest pewien element mojego życia, z którym rozstaję się bardzo rzadko, chociaż jest upierdliwy przy każdej dłuższej podróży. Po ostatnim zdjęciu z poprzedniego posta można było zgadywać, że jest to rower. Do roweru pasują w zasadzie tylko dwa środki transportu: rower i pociąg. Oczywiście, moja podróż do Niemiec z 30kg bagażu nie była (w całości) rowerowa – nie jestem hardkorem!
Wszystko byłoby spoko, gdyby nie komplikacja: wyleciało mi z głowy, żeby wpisać rower na jeden z biletów. Błąd niewybaczalny dla PKP.
Na szczęście w PKP rower można przewozić bez dopłaty, zapakowany. Haczyk jest w tym, że cały bagaż musi zmieścić się na półce nad głową. Dla przypomnienia:
od początku było wiadome, że mniej więcej tyle bagażu pojedzie ze mną za granicę
Komu w drogę, temu czas
Ruszyła maszyna po szynach ospale... A właściwie nie maszyna, tylko ja, i nie po szynach, tylko z łóżka.
Stacja o poranku
Dzięki odjazdowi o nieludzko wczesnej porze, udało mi się zobaczyć jutrzenkę, dawno nie widzianą z tej stacji. Pięciominutowy przemarsz z domu upewnił mnie, że ogromny plecak na plecach, mały na brzuchu, dwumetrowy worek po nawozach (niespodzianka :)) w dłoni i torba z aparatem mieszczą się na rowerze. Dowodów litościwie nie pokażę :)
Przede mną jeszcze tylko jakieś 18 godzin trasy i trzy przesiadki!
- w Warszawie na pociąg do Berlina
- w Berlinie
- w Kolonii na rower
poza pięcioma minutami na znalezienie pociągu w Warszawie, całkowity luz. Jeśli nie zgubię się po drodze, będę na miejscu o 23:00.
Kolejarze
Początek drogi był jak zawsze: senni ludzie jadą jak co dzień na tej samej trasie do tej samej pracy. Wrażenia szczególne: brak. Impreza rozkręca się, gdy do przedziału wchodzą podróżnicy, którzy jadą do Warszawy, żeby robić Ważne Rzeczy.
Przedziały są świetne, żeby dowiedzieć się czegoś o ludziach. Przeważnie nie łączy ich nic wspólnego oprócz tego, że wybrali pociąg. Różnią się wiekiem, usposobieniem, sposobem zabijania czasu (pozdrawiam śpiochów), kulturą osobistą, wyglądem, poglądami... taki przekrój społeczeństwa pozwala wyjść ze swojej bańki i przekonać się, co myślą dzikie osobniki gatunku ludzkiego.
Tym razem dopisało mi szczęście. W przedziale siedziała Starsza Pani, która sama zagadała do mnie wcześniej szukając przedziału, oraz trzej Panowie Kolejarze w schludnych reprezentacyjnych mundurach. Mundur wyróżnia się z tłumu, przez co jest bardzo dobrą wymówką do zaczęcia rozmowy. Na jednym z mundurów widniał symbol PKP.
Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
– Panowie są kolejarzami?– No, my jesteśmy stara gwardia...– Jesteśmy emerytami!– Gdzie panowie pracowali?– My pracowaliśmy na parowozowni, a kolega był maszynistą. Ach, kiedyś tymi starymi parowozami jeździł!– O, ja pamiętam jak jeździłam w \'63 takim!
i tak dalej.
Starsza Pani miała okazję powspominać dawne czasy i to, jak działała kolej kiedyś, Panowie dzielili się wspomnieniami, a nawet odpowiedzieli mi na kilka kolejowych pytań. Ale rozmowa toczyła się w różne strony. Wkrótce okazało się, że wnuczka Starszej Pani studiuje medycynę, że Panowie jak co roku jeżdżą do Warszawy pełnić wartę na grobie księdza Jerzego Popiełuszki i czerpią z tego wielką dumę (mieli przypięte do pół marynarek odznaczenia za to).
Ekipa była zgrana i żartobliwa, a jednocześnie dystyngowana. Pan rozwiązujący krzyżówki był dowcipnisiem, był pan, który lubił opowiadać, i był pan, który odzywał się wtedy, gdy miał coś ważnego do powiedzenia. Ten ostatni wręczył mi broszurkę opisującą życie, przesłanie i śmierć ks. Jerzego Popiełuszki.
Ma lekki zapach naftaliny.
Polityka
Podróż trwała 2 godziny, więc zdarzyło się, że rozmowa zahaczała o tematy polityczne. Niebawem stało się jasne, że moi współpasażerowie są – Panowie bardziej, Pani mniej – entuzjastami obecnych rządów i wiążą z nimi wielkie nadzieje. Wierzą w to, że Polska stanie się lepszym miejscem, w którym wyrwane zostaną polityczne chwasty i będzie można zaprowadzić porządek wiodący do dobrobytu. Oczywiście, nie powiedzieli tego dokładnie tymi słowami.
Jak dotąd, są jedynymi ludźmi, których udało mi się spotkać, którzy cieszą się ze zmian w Polsce przez ostatnie 2 lata. Tym bardziej interesowało mnie, co daje im powody do radości. Któryś z panów wspomniał o tym, że linia kolejowa przebiegająca przy jego domu za poprzedniej władzy była przeznaczona do likwidacji. Natomiast nowa władza przeznaczyła pieniądze na rewitalizację. Jako kolejarza, przekonywało go to. Podobnie, jak zwiększona liczba połączeń kolejowych w województwie.
Niestety, to był chyba jedyny wypowiedziany przykład zasług obecnej władzy. Być może w środowisku nie trzeba mówić o tak oczywistych rzeczach, jednak dla mnie jako dla osoby z zewnątrz widoczne były tylko przytyki do poprzedniej władzy oraz nadzieja pokładana w obecnej. Nie udało mi się zrozumieć, skąd ta nadzieja.
Położenie polityczne moich współpasażerów doprowadziło też do kilku śmiesznych sytuacji. Obowiązek opowiedzenia o celu podróży dotyczy wszystkich, więc mnie też nie ominął. Gdy padła odpowiedź „jadę do Niemiec”, jeden z panów zdziwił się tak mocno, że gdyby coś jadł, mógłby się zakrztusić (w narracji partii obecnie rządzącej w Polsce, Niemcy są wrogiem... czy jakoś tak). Po chwili wrócił do siebie i nie było widać po nim żalu. W pewnej chwili życzył nam nawet, że gdy wrócę „może Polska będzie normalnym krajem”. Nie da się ukryć, że też na to liczę, chociaż może nie mam takiej nadziei (nikt nie powiedział, że moja emigracja nie ma elementu politycznego).
Moja dalsza historia i plany dokonania wielkich postępów w nauce – taa, jasne – spotkały się z ogólną aprobatą towarzystwa. Pochwalili mnie nawet za odwagę, że jadę samotnie do obcego kraju, do miasta, które znam tylko z map i encyklopedii. Wydało mi się to trochę dziwne, bo po przyjeździe mam wszystko załatwione – pracę, miejsce do spania – ale może to dlatego, że życie singla z dorobkiem mieszczącym się w plecaku jest tak różne od życia seniora.
W stacji w Warszawie panowie serdecznie się pożegnali i wskazali mi pociąg, w który mam wsiąść. Mimo różnic, atmosfera była miła.
Pociągi
Gdzieś przed Warszawą, mój magiczny worek po nawozie sztucznym uaktywnił się. Szukał swojego miejsca i nowych współpracowników, niepewny zadania, które dotąd pełnił tylko raz, przez chwilę. Nadszedł czas, żeby spełnić swoją życiową misję i stać się czymś zupełnie nowym: pokrowcem na rower!
„Niepostrzeżenie” udało mi się wymknąć z przedziału, zabrać sznurki, rozmontować rower, związać i wrzucić do worka, aby wywieźć za granicę i sprzedać w niew... tzn. miało być: aby nikt się nie przyczepił na trasie Warszawa-Berlin. Ponieważ przesiadka trwała 5 minut, nie było innej opcji, niż zrobić pakowanie w pociągu. Całe szczęście, przesiadka polegała na przejściu na drugi brzeg peronu.
Dziękuję zaprzyjaźnionemu rolnikowi za podarunek :)
Dalsza część podróży była zwyczajna. Zwyczajnie nudna. Śpiący młodzieniec, wyfiokowana pani i dżentelmen ze szczuropieskiem, dalej siedzenie na bagażu w Berlinie – komu chce się ciągnąć 30kg bagażu po to, żeby znaleźć ławkę? – w końcu przedział rowerowo-bagażowy z odciętymi od świata Niemcami.
Ciekawe wrażenia były pojedyńcze. Zajaśniał przede mną Świebodzin ze słynnym pomnikiem Jezusa górującym nad blokowiskami – jak bardzo chcę, tak nie potrafię spojrzeć na to inaczej, niż jak na parodię. Może jest większy, niż ten w Rio, ale z majestatem może się schować.
Zdjęcie z perspektywy innej, niż zwykle
Niemiecki przedział bagażowo-rowerowy był ciekawy z tego względu, że każdy rower ma swoją miejscówkę. Po chwili było widać, że nikt się nimi nie przejmuje.
Tak wyglądał mój bagaż
Na zdjęciu powyżej widać coś, z czego Niemcy słyną. Elektrownie wiatrowe ciągnęły się wzdłuż torów przez wiele kilometrów, dając naprawdę dużo czasu, żeby prawidłowo ustawić aparat do zdjęcia.
Don Kichot czułby się jak w domu
Kolonia
O 23:00 moim oczom ukazał się upragniony widok: Köln Hauptbahnhof, czyli Dworzec Główny w Kolonii.
KÖLN HBF
Zaraz przy wyjściu zaszokował mnie widok Kölner Dom, czyli katedry Świętego Piotra.
Hohe Domkirche Sankt Petrus
Ta kropka przy Księżycu to Jowisz. Nie było słychać żadnych odgłosów mogących pochodzić z krypty, jednak odwiedzającym polecam zabrać środki przeciwko demonom. Tymczasem ja przygotowuję się na wypadek próby przejęcia świata przez wampiry.
10 kilometrów później, za miejskimi ulicami, za osiedlami domków, za autostradą i skrawkiem pól...
Moje nowe miejsce zamieszkania. Kto wymyślił te okropne światło?
Po przedstawieniu się przy bramie i otrzymaniu klucza, podróż prawie dobiegła końca.
Jeszcze kilka metrów, dam radę!
Na finiszu przywitały mnie zające. Takie biegające między budynkami. Nie mam pojęcia, co one robią same o takiej porze.
„Akademik” współdzieli budynek z biblioteką i częścią badawczą.
Jedne z wielu tajemniczych drzwi, gdzie trwają niepojęte badania
Podobny korytarz wiódł do mojego pokoju.
Pokój perfekcyjnie schludny i standardowy
A teraz gwóźdź programu.
Miejsce do spania
To był długi i męczący dzień. Dobranoc!